Jak ze szmaty zrobić bohatera
Brancalonia okiem laika

Brancalonia: Spaghetti Fantasy to najnowsza nakładka na piątą edycję Dungeons and Dragons opracowana przez Acheron Games. Przenosi nas do włoskiego średniowiecznego świata fantasy, w którym głównej roli nie grają, bynajmniej, bohaterowie, których moglibyśmy się spodziewać – światli rycerze i oddani ludowi obrońcy uciśnionych. Tutaj wcielamy się w grupę kanalii, których głównym celem jest zdobycie jak największej fortuny i odwalanie brudnej roboty, której nikt inny by się nie podjął.

Całe umiejscowienie ma na celu przeniesienie graczy do świata otwartego i zróżnicowanego pod względem zaludnienia i zapotworzenia: półwysep Brancalonii jest bowiem jednym wielkim siedliskiem fantastycznych istot, potworów i szubrawców, którzy tylko czekają na napływ kanalii i najemników głodnych wyzwań i przygód, z których mogą albo nie wrócić cało, albo wcale. Mamy tu więc miejsca takie jak zasypaną antycznymi ruinami Quinotaurię, Falcamonte pełne szlachty i winników, choć borykające się z problemem bandytyzmu w otaczających je lasach, Galavernę – krainę nieistniejącego honoru, gdzie wszystko ma swoją cenę, a najemnicy zmieniają strony jak majtki, kiedy tylko ktoś zaoferuje im więcej pieniędzy niż poprzednik, czy choćby Penumbrię, krainę zasnutą mgłą, ostoję wyjętych spod prawa oprychów, w której gorzeje wojna gangów, a korupcja, przekupni strażnicy i stręczycielstwo jest na porządku dziennym. Oczywiście Brancalonia oferuje nam o wiele, wiele więcej miejsc, do których nasze kanalie mogą się wybrać po chwałę, sławę i, przede wszystkim, zarobek, bo czyż nie chodzi tu o to, by piąć się po drabinie zgrupowania bandyckiego, do którego należymy?

No właśnie. Jest to całkiem ciekawe rozwiązanie, gdyż bohaterowie, czy może raczej anty‑bohaterowie nie mają tutaj, znanych nam z DnD, moralności. Wszyscy, oczywiście, są zwyczajnymi szubrawcami i łotrami, więc jaki sens miałoby określanie się jako dobry czy zły? Postaci należą do zgrupowania, na którego czele stoi Condottiero, czyli mistrz gry – zlecenia, które otrzymują, niebezpieczne, acz intratne, pozwalają im piąć się w górę w rankingu szmat goniących za chwałą i czcią wśród swoich pobratymców. Brancalonia oferuje również nowe rasy postaci. Możemy wcielić się więc chociażby w marionetkę z żyjącego drewna, pół-olbrzyma, dzikiego człowieka lasu czy diabła, który zdecydował się pokazać środkowy palec Lucyferowi. Każda z klas ma swoje unikatowe cechy i umiejętności, natomiast system klas i same klasy, z których można wybierać, są nam dobrze znane z oryginalnego systemu DnD. Smaczku temu wszystkiemu dodaje jeszcze możliwość wybrania sobie osobowości, dzięki której możemy zdeterminować zachowania naszej postaci, a tym samym tchnąć w nią życie, nadając jej jeszcze więcej naturalizmu, jeśli w świecie fantasy można użyć takiego sformułowania. No i oczywiście jedna z ważniejszych rzeczy – wszak gramy kanaliami, których dawne czyny odzwierciedlają ich charakter – każda postać, ze względu na swoją przeszłość, determinuje popełnione występki i nagrodę, która jest wyznaczona za ich głowę. Nie ma tu miejsca na granice absurdu – sam pomysł wydaje się wystarczająco absurdalny. Nikogo więc nie zdziwi paladyn–diabeł, która wierzy, że ludzie to potwory, świat rozpada się na kawałki i jedyne, o czym musi myśleć to jej własny tyłek, przed snem recytuje listę tych, o których śmierci na tysiąc sposobów fantazjuje… a na domiar złego w razie jakiegokolwiek zagrożenia zwiałaby gdzie pieprz rośnie, zostawiając kompanów na pastwę losu (albo unikała konfliktu przez udawanie martwej). Mało? Uwierzcie, że to tylko rama, a to, co dzieje się podczas sesji, jest nie mniej absurdalne czy obrazoburcze.

Co różni Brancalonię od starego, dobrego Dungeons and Dragons to fakt, że bohaterowie mogą osiągnąć maksymalnie 6. poziom. Nie znaczy to, że rozwój postaci na tym poziomie się kończy, wręcz przeciwnie – postać może wybrać mistrzowskie umiejętności. Dynamika gry również wprowadza nowinkę, jaką jest Rollick – czas krótkiego odpoczynku między fazami gry, z prostą zasadą – najpierw wykonanie powierzonego kanaliom zadania, powrót do nory i rollick, czyli coś w stylu pasta and chill. W norze szubrawców mogą znajdować się różne „luksusy”, które oferują zróżnicowane usługi. I tak mamy tu, na przykład, czarny rynek, na którym możemy zakupić różnego rodzaju przedmioty, kantynę, w której można zjeść, destylarnię, w której produkuje się alkohol, a także kuźnię czy stajnię. Od graczy i Condottiera zależy, co w danej norze będzie się znajdować.

Zasady na pierwszy rzut oka mogą wydać się przytłaczające, a dodatkowym zniechęceniem dla nowych graczy może być fakt, że jest to bardziej mocno rozbudowany dodatek niż samodzielna gra per se. Jako osoba, która nigdy wcześniej w D&D nie grała i nie miała z nimi większej styczności (mimo większej lub mniejszej chęci), nawet budowanie postaci stanowiło nie lada wyzwanie. Niby wydaje się to nie być jakieś specjalnie skomplikowane, jednak w gronie starych dedekowych wyjadaczy zaczyna się pojawiać iskra paniki, kiedy świeżak nie do końca wie, o czym zaprawiona w bojach brać rozprawia. Najlepszym rozwiązaniem w takim wypadku byłoby zebranie grupy złożonej albo z doświadczonych graczy, albo z kompletnych laików, z zaznaczeniem, że Condottiero jest z Dungeons and Dragons za pan brat. Wówczas rozgrywka może się nieco przeciągnąć na tłumaczenie zasad, jednak MG nie będzie ryzykował, że zanudzi część szumowin na samym początku… bo, oczywiście, w trakcie samej rozgrywki o nudzie nie może być nawet mowy.

By dobrze bawić się grając w Brancalonię, faktycznie trzeba mieć dość solidne podstawy wyniesione z DnD, choć dla wytrwałych nie będzie stanowiło to problemu, bowiem sama Branca wydaje się być ciekawym i intrygującym rozwiązaniem dla tych, którzy w świecie sarkazmu i ironii zjedli zęby. System oferuje też sporo mini-gier, karcianych, pyskówek czy otwartej bitwy o beczkowany alkohol. Całość również zawiera całkiem pokaźny bestiariusz złożony z nowych, fantastycznych potworów, które będą czyhać pospołu z bandytami czy najemnikami wyruszającymi po ten sam skarb, po który wysłani zostali nasi szubrawcy. Zostawia to bardzo duże pole do popisu dla Condottiera, mogącego skompletować groźną hałastrę, która będzie oczekiwać na śmiałków pragnących wywiązać się z kontraktu za wszelką cenę i po trupach. Dobór miejsca i historii podręcznik również pozostawia do rozpatrzenia mistrzowi gry, jednocześnie oferując mu szeroką gamę informacji na temat każdej krainy w świecie Brancalonii. W połączeniu z włoskimi klasycznymi mitami oraz dużą dozą dystansu i ironii, jaką operuje się podczas prowadzenia sesji, całość wydaje się bardzo zgrabnie przygotowanym zbiorem pełnym wiedzy i materiałów gotowych na wykorzystanie w prowadzeniu ironicznej, niepoprawnej i kompletnie różnej od DnD kampanii, w której spora liczba graczy odnajdzie się bez problemu.

Nai